piątek, 29 kwietnia 2016

Edenbridge [1]

        Dziś zapraszam na nocną wyprawę w nieco bardziej arystokratyczne klimaty. Wszystko za sprawą austriackiego zespołu Edenbridge - no i ich muzyki, oraz tego, jakie skojarzenia ona może wywoływać. Ta symphonic metalowa formacja jest naprawdę ciekawa i ogólnie polecam ją do własnej eksploracji. Niemniej, dziś chciałbym skupić się na zaledwie małym fragmencie ich twórczości; małym, ale niezwykle klimatycznym i idealnie na noc pasującym.
       Otóż Edenbridge wydał w 2001 roku swój drugi album studyjny, tajemniczo zatytułowany Arcana. Oto okładka: 


       Jeszcze się tym z Wami nie dzieliłem, ale według mnie, okładka to bardzo ważna część każdej płyty. Jest trochę jej wizytówką - i czasem to właśnie ona sprawia, że sięgamy po jakiś album; wiecie, pierwsze wrażenie i te sprawy. Sam muszę przyznać, że niejedną już formację poznałem dzięki temu, że zachwyciła mnie okładka któregoś z jej krążków. Bo nie ma co ukrywać - niektóre z nich są prawdziwymi dziełami sztuki. Oprócz tego, że piękna, w pewien subtelny sposób sugeruje okładka, czego możemy się spodziewać po odtworzeniu albumu. Wierzę w to, że większość artystów wybiera je nieprzypadkowo; że w tą właśnie drogą dają nam, słuchaczom, maleńką wskazówkę do tego, jak czytać i rozumieć ich muzykę (mogę się oczywiście naiwnie mylić, może niektórzy robią to po pijaku i nie przywiązują do tego żadnej wagi - mam jednak nadzieję, że tak nie jest ;) ).
       Wróćmy jednak do Edenbridge. Muszę Wam powiedzieć, że według mnie, Arcana mają najlepszą okładkę z wszystkich albumów tego zespołu. Niesamowity jest klimat tego obrazka, tej nocnej ciszy gdzieś... no właśnie, gdzie? Na jakimś oceanie zapewne, albo jeziorze. Fascynują mnie te ruiny - nie znam się na architekturze, więc ci co w tym siedzą niech wybaczą, jeśli palnę teraz jakąś głupotę, ale na moje oko wyglądające, jakby wyjęte wprost z greckiej lub rzymskiej mitologii. I to w taki trochę gotycki sposób. Wiecie, noc, księżyc, ruiny zamku - i cały romantyzm tej estetyki :) Dziwne jest, że znajdują się w wodzie. Może są zalane, a może po prostu odsłonił się fragment jakiegoś podwodnego miasta? Na pewno ciekawi spokój tafli, to, że jest niemal niezmącona. Czuć w tym obrazku jakąś tajemniczość, jakieś właśnie arkana... Bardzo podoba mi się też, jak przedstawione są chmury, wydają się takie realistyczne. Kolorystyka też ma w sobie coś wybitnie nocnego - niebieski, a szczególnie granatowy, dość często kojarzą się z nocą. Całość robi na mnie niesamowite wrażenie. Wiadomo, to wciąż tylko okładka - ale okładka bardzo udana.
      Przejdźmy jednak do muzyki, bo to ona, a nie grafika, ma tu królować :) Niestety, czas mnie goni, a rozpisałem się trochę za bardzo wyżej - dlatego muszę się dziś ograniczyć do zaledwie jednego utworu. Obiecuję jednak, że będzie to perełka! I to duża perełka, bo prawie o prawie dziesięciominutowej średnicy :)
     Na myśli mam tytułowy kawałek z albumu Arcana. Oto i on:

 

       Co my tu mamy? Tajemnicze wejście, a po chwili na wspomnianą taflę wody powoli, jakby ospale, wpływa osobliwie brzmiąca gitara. Zdaje się zawodzić, snuć swoją melodię gdzieś pod księżycem i pod gwiazdami. W 0:52 wchodzi już całe instrumentarium. I nie wiem jak Wy, ale dla mnie ten dźwięk jest taki właśnie... arystokratyczny. Te nieco inaczej już grające gitary - wciąż jednak łagodnie, aksamitnie wręcz - dodatkowo przybrane wyważoną perkusją. A wszystko wydaje się być jakby odrobinę z tyłu, w tle. Słyszycie to? Ja od razu widzę jakiś taki gotycki dworek skąpany w świetle księżyca. I w pięknej sukni przechadzającą się po jego tarasie Sabine Edelsbacher - bo tak nazywa się wokalistka Edenbridge. W chwili, gdy to czytacie, zapewne zdążyła już zacząć śpiewać. Cóż, jej głos można lubić, lub nie. Jest trochę melancholijny, niektórym jego barwa może się wydawać nieco skrzekliwa, ma jednak ogromne możliwości. To jedna z najlepszych wokalistek w symphonic metalu. Czujecie taki trochę operowy klimat? A może komuś skojarzyła się Tarja Turunen i stary Nightwish? To z pewnością bliźniacze klimaty. Swoje robią też dzwony i chórki, które można usłyszeć szczególnie w dalszej części utworu.
       Piosenka płynie powoli i dumnie. Ta swego rodzaju majestatyczność (choć wcale nie pompatyczność!) jeszcze bardziej podkreśla jej arystokratyczny klimat. Ma w sobie też coś z pożegnania, prawda? I na albumie - przynajmniej w wersji podstawowej - rzeczywiście jest ostatnim utworem.
     A o czym traktuje? Oto refren:

Ancient myth arcana, elysian seas of time
the stones of wisdom shine again, the moonlight hides the rhyme
in long gone days of yore, one thousand years before
the odyssey was in our dreams, arcana we explore
here I can feel the inner flame
could forget what we became
and the false mirages can't deceive, deceive me no more
I am facing countless shadows in despair
but I won't follow them into the gloomy calm aside of light

     Trudno chyba jednoznacznie powiedzieć. Jest tajemniczo, zagadkowo, w pewnym sensie wręcz baśniowo. Mamy dużo metaforyki i widać to na całym albumie. Zarówno tekst jak i muzyka biorą nas w podróż do gwiazd; podczas której spoglądamy na uśpioną, skąpaną w blasku księżyca Ziemię. Taka nocna, marzycielska wycieczka. I na tej wycieczce głos Sabine jest trochę takim naszym przewodnikiem, prowadzi nas gdzieś pomiędzy tymi pałacowymi ruinami, spoczywającymi w morzu nocnej ciszy...
      Posłuchajcie, jak inaczej, a jednocześnie naturalnie, robi się w 5:39. Nagle spokój nocnego krajobrazu staje się jeszcze wyraźniejszy. Gra wyeksponowanych tu akustyki przypomina trochę migotanie gwiazd. Potem znów włącza się Sabine, a elektryczna tym razem gitara jest jak padające na nowo światło księżyca, który na chwilę przesłoniła chmura.
      Końcówka to już wspomniane pożegnanie. Wyraźnie. Wyciszenie zdaje się sugerować, że ta podgwiezdna melancholia nie ma końca, po prostu - zupełnie jak noc - przenosi się właśnie w inny rejon świata.
     Długo można by pisać na ten temat, choć niestety nie wszystko da się ująć słowami - a przynajmniej ja nie potrafię. Ilekroć słucham tego albumu, mam w sobie, oprócz zachwytu, pewien niedosyt. Po prostu wciąż nie mogę do końca odkryć jego tajemnicy. I może dlatego ciągle mnie przyciąga na nowo? To, że ma już 15 lat, jest słyszalne i myślę, że nadaje mu dodatkowego uroku.
       Jednego jestem pewien. Ta muzyka jest wprost stworzona na noc. Słuchanie Arcanów w ciągu dnia to profanacja :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz